Blog / Zrób to jeszcze dziś. Po prostu spróbuj – Beata Bikowska

Czy goniąc za sukcesem nie poświęcamy czasem zbyt wiele? Dlaczego tak często zaniedbujemy swoje zdrowie? Dziś w cyklu #BiznesNaSzpilkach moim gościem jest Beata Bikowska, health & life coach, z którą rozmawiam o jej krętej ścieżce do własnej działalności, niełatwej drodze zawodowej oraz ciemnej stronie naszych sukcesów.

Jak to się stało, że przyjechałaś do Anglii?

Moja przygoda z Wielką Brytanią zaczęła się jak wiele innych. Oboje z mężem mieliśmy w Polsce stałą pracę, ale – jak to często w naszym kraju bywa – czasami ledwo starczało nam do „pierwszego”. Początki były skromne — przyjechaliśmy, mając ze sobą cztery noże, cztery widelce, minimalną ilość bagażu — no po prostu podstawowe rzeczy.

Wyjazd to była w pełni przemyślana decyzja. Wzięłam w pracy roczny urlop bezpłatny, by nie palić za sobą mostów, zostawić sobie furtkę, gdyby coś poszło nie tak. Jednak od początku było dla mnie jasne jedno: wyjeżdżam, by poprawić jakość swojego życia, nie tylko finansowo. Miałam więc mocne postanowienie, że będę robić to, co lubię i pozostanę tym samym człowiekiem, którym jestem.

Gdzie skierowałaś swoje pierwsze kroki?

W Polsce byłam pracownikiem socjalnym, ale jeszcze wcześniej — pielęgniarką. Zaczęłam więc pracować w domu opieki i postanowiłam w międzyczasie nostryfikować swój dyplom. Myślałam, że to będzie najprostsze, ale tu już na wstępie zaczęły się schody. Żądano ode mnie po 10 razy tych samych dokumentów; potwierdzeń, że ja to na pewno ja, pism z polskiego Ministerstwa Zdrowia. Trwało to ponad rok, ale pracowałam w końcu w swoim zawodzie.

Okazało się jednak, że praca pielęgniarki w brytyjskim systemie opieki była inna niż praca w Polsce. Miałam mniej obowiązków i mniejszy kontakt z pacjentem, który ograniczał się często do zabiegów pielęgnacyjnych i podawania leków. Zawsze uwielbiałam pracować z ludźmi i ten mizerny kontakt z pacjentami to było dla mnie po prostu za mało. Postanowiłam więc, że czas nostryfikować drugi dyplom.

Pracownika socjalnego?

Właśnie tak. Gdy opuszczałam Polskę, byłam pracownikiem socjalnym i pracowałam w szpitalu psychiatrycznym. Praca tam to temat-rzeka. To nie były tylko spotkania i zapewnienie pacjentom dobrego samopoczucia. Były sytuacje, gdy musiałam się upewnić, że osoba, która do mnie przyszła po pomoc, ma dokąd wrócić, że ma co zjeść, że nie będzie musiała wrócić na ulicę.

Sama nostryfikacja dyplomu nie dała mi jednak wiedzy koniecznej do wykonywania zawodu. Doświadczenie miałam ogromne, ale nie znałam prawa ani procedur. Gdy szukałam pracy, to były czasem trzy, cztery rozmowy z rzędu. Zawsze byłam szczera z moimi rozmówcami i mówiłam im, czego nie wiem. Z każdej takiej rozmowy wynosiłam notatki na temat tego, czego muszę się nauczyć.

I dostałaś w końcu pracę. Jak ona wyglądała?

Czasami czułam, że wiem mniej niż student. Naprawdę. Miałam chwile zwątpienia, ale byłam na okresie próbnym, więc miałam sześć miesięcy, żeby nauczyć się wszystkiego. To był okres pełen nerwów i intensywnej nauki: zadawałam wszystkim mnóstwo pytań, a nocami buszowałam w książkach. Nigdy nie wstydziłam się zapytać, gdy czegoś nie wiedziałam i nie udawałam też wszystkowiedzącej przed klientami, nie lubiłam stwarzać tego dystansu.

Miałam kryzysy i chwile zwątpienia, ale nie pozwalałam sobie na rezygnację. Myślałam – jutro jest nowy dzień. Zobaczę, co on przyniesie.

Czy pracownik socjalny w UK zajmuje się tym samym, co w Polsce?

W Wielkiej Brytanii pracownik socjalny ma znacznie więcej odpowiedzialności, większe kompetencje. W międzyczasie zdobyłam kompetencje Approved Mental Health Professional i dokonywałam oceny stanu pacjenta; podejmowałam decyzję o tym, jaką niezbędną pomoc trzeba mu zapewnić, w tym również hospitalizację. Moją rolą było wykorzystanie wszystkich możliwych środków, aby tego uniknąć i to one okazywały się często dużo skuteczniejsze niż podawanie leków.

To i tak brzmi bardzo dramatycznie… Czy to ma miejsce w wypadku cięższych chorób?

Nie zawsze. Czasami zwykły stres, brak balansu praca-dom, sytuacja rodzinna czy zawodowa, w której człowiek się znalazł, doprowadza do tego, że zastanawia się on, jak i czy warto dalej żyć. W swojej pracy zawsze dbałam i o samopoczucie psychiczne i fizyczne moich pacjentów, zarówno jako pracownik socjalny, jak i wcześniej, jako pielęgniarka. Zdrowie fizyczne rzutuje na nasz stan psychiczny i na odwrót: gdy nie radzimy sobie z czymś psychicznie, gdy wypalamy się zawodowo, to odbija się na naszym ciele.

W pewnym momencie stwierdziłam, że jako pracownik socjalny nie jestem w stanie pomagać ludziom na tyle, na ile bym chciała. Ogranicza mnie zakres kompetencji pracownika instytucji publicznej. Jako że w międzyczasie ukończyłam dodatkowo psychologię stosowaną, by jeszcze lepiej poznać tajniki umysłu człowieka – postanowiłam założyć własną działalność jako health and life coach.

Na czym polega dokładnie health coaching?

To pojęcie ma kilka interpretacji i w zasadzie zależą one od samego coacha i tego, co jest w stanie zaoferować swoim klientom. W moim wypadku nie jest to – jak wielu osobom się wydaje – dieta, plan aktywności. Pracując z klientem, staram się odkryć jego potencjał, cele i drogę do ich osiągnięcia. Bardzo często zadbanie o jeden aspekt naszego życia wywołuje pozytywne zmiany w istotnych dla nas relacjach. Owszem, jeżeli klient chce schudnąć, kieruję go wtedy do dietetyka, opracowujemy plan i zabieramy się do pracy. Jednak dla mnie zdrowie to również umysł.

Często nie zdajemy sobie sprawy, że nasze problemy fizyczne mają źródło w psychice. Wiele osób, również aktywnych w biznesie lub na wysokich stanowiskach, ma stale obniżony nastrój i o tym ciągle za mało się jeszcze mówi. Powiedzmy to więc głośno: DEPRESJA. To taka sama choroba jak cukrzyca, czy jakakolwiek inna, a mimo to jest obarczona tak wielkim tabu. Gdybym mogła, wykrzyczałabym całemu światu: ludzie, obudźcie się!

Tymczasem osoby w depresji najczęściej słyszą „Weź się w garść”.

Kiedy to słyszę, ręce mi opadają. W naszym społeczeństwie, w którym istnieje pewien kult sukcesu, ludzie czują, że nie mają prawa ponosić porażek, mieć gorszego okresu, chwili słabości. A przecież każdy sukces ma cenę – kłopoty w relacjach z bliskimi, brak snu. Tylu ludzi cierpi w milczeniu, bojąc się oceny otoczenia lub nawet przed sobą nie mogąc się przyznać, że coś jest nie tak. Że czas poszukać pomocy. Nie można się w nieskończoność się zamęczać. Z drugiej strony — zdaję sobie sprawę, że dla osoby w kryzysowym stanie, szukanie pomocy i proszenie o pomoc to najtrudniejsze zadanie.

Trudno jest nam rozmawiać o przyszłości i snuć plany, gdy nie radzimy sobie z codziennością. Jako health coach pomagam więc klientom sprecyzować ich cele, określić ich rzeczywistość, grupę wsparcia, a jeśli potrzeba — wskazuję miejsca, gdzie mogą uzyskać specjalistyczną pomoc, czy to medyczną, czy psychologiczną. Po jej uzyskaniu wyruszamy w drogę ku przyszłości, czyli osiąganiu celów klienta.

Czy uważasz, że na emigracji depresja to większy problem, czy podobny jak w Polsce?

Tutaj dochodzi kilka czynników – przede wszystkim poczucie wyobcowania. Przyjeżdżamy tu z różnych miast, mieszkamy i pracujemy z ludźmi, z których nie łączą nas żadne więzi. Znajomości, które tu nawiązujemy, są często bardzo powierzchowne i tymczasowe – nieraz trwają tyle, ile praca w danym miejscu. Wielu z nas rezygnuje ze swoich marzeń, celów i próbuje zadowolić się tym, co ma w danej chwili. Na dłuższą metę rodzi to jednak frustrację i niezadowolenie. W Wielkiej Brytanii trudno jest też ludziom podjąć decyzję, by szukać pomocy – ponieważ nie ma bliskich, którzy pomogliby im podjąć decyzję, czy choćby zauważyli, że dzieje się coś złego.

Dlatego nie wyobrażam już sobie pracy innej niż to, co teraz robię – pracy z ludźmi. Nie potrafię przejść obojętnie obok człowieka, który potrzebuje pomocy, również w tym, aby spełniać swoje marzenia i osiągać swoje cele.

Czyli robisz coś całkowicie zgodnego ze swoją naturą

Owszem, a nazbierało mi się już w tym sporo doświadczenia, zarówno z Polski, UK, jak i doświadczeń własnych. Kiedyś tez znalazłam się „pod ścianą”, nie rozumiałam sygnałów, jakie wysyłało moje ciało, mówiąc, że to dusza woła „stop!”. Pewnego dnia, świadomie zatrzymałam się na chwilę, by zobaczyć, jak naprawdę wygląda moje życie, czego chcę i dokąd zmierzam. Wtedy też podjęłam decyzję i dałam radę. Nie tylko moja chęć zmiany, determinacja, ale również pomoc innych okazały się niezbędne.

Kiedy wpadłam na pomysł health and life coachingu, nie byłam jednak jeszcze pewna, co z tym dalej zrobić ani, jak to ugryźć. W końcu całe życie pracowałam na etacie, potrzebowałam więc wskazówek. I tu przyszła mi z pomocą moja mentorka – Anna Ewa Suska. Jej doświadczenie, rady i wsparcie były nieocenione. Jeżeli chcesz założyć swoją firmę, a nie wiesz, jak to zrobić — znajdź kogoś, kto Cię poprowadzi i pomoże w momentach zwątpienia.

A co Ty poradziłabyś kobiecie, która marzy o tym, by w podobny sposób się realizować?

Jedno zdanie: zrób to jeszcze dziś. Nie marnuj czasu, nie czekaj, bo nie ma na co. Nie będziemy żyć wiecznie. Mamy tyle czasu, ile mamy. Po co tkwić w życiu, które Ci nie odpowiada? Dlaczego zakładać, że Ci się nie uda i skazywać się na porażkę, gdy jeszcze nawet nie zaczęłaś? Spróbuj. Po prostu spróbuj. Nie pożałujesz.

 

Z Beatą Bikowską rozmawiała

Izabela Jutrzenka Trzebiatowska


Jeśli jesteś kobietą prowadzącą własną działalność w UK i chcesz opowiedzieć swoją historię – napisz do nas! Twoja historia ukaże się w naszym cyklu #BiznesNaSzpilkach. 

Odezwij się też, jeśli potrzebujesz pomocy, by założyć własną działalność! 

Wyjątkowy Newsletter

  • otrzymujesz tylko te informacje, które Cię interesują
  • jesteś na bieżąco z wiedzą księgową, ale także biznesową
  • możesz skorzystać z ofert przygotowanych tylko dla subskrybentów
  • dodatkowo odpowiemy na wszystkie Twoje pytania
* pola wymagane
Interesują mnie tematy dla:

Najnowsze artykuły:

Masz dodatkowe pytania? Napisz do nas – chętnie pomożemy.

Jeśli kontaktując się z nami, przekazujesz nam swoje dane osobowe, będą wykorzystywane wyłącznie w celach kontaktowych w sposób opisany w naszej POLITYCE PRYWATNOŚCI