W zeszłym tygodniu rozmawiałam z Małgorzatą Wiśniewską na temat pracy z dziećmi polonijnymi. Dziś w ramach cyklu #BiznesNaSzpilkach wracamy do tematu edukacji, ale od trochę innej strony. Poznajcie Annę Piaseczną: terapeutkę, pedagoga oraz dyrektor Free Mind of Child – ośrodka pracy nad rozwojem emocjonalnym i psychoruchowym dzieci.
Jak zaczęła się Twoja przygoda w Wielkiej Brytanii?
Na samym początku nie wiedziałam, że to będzie jakakolwiek przygoda! Najpierw przyjeżdżałam tu na wakacje, zarobić sobie na studia pedagogiczne i terapeutyczne. Wtedy jeszcze nie wiązałam przyszłości z Wielką Brytanią i nie starałam się budować czegokolwiek trwałego. Wszystko zmieniło się dopiero kilka lat później, ale przedtem moje plany były ściśle związane z Polską.
Jeszcze na studiach rozpoczęłam praktykę zawodową na jednym z oddziałów lokalnego szpitala psychiatrycznego. Praca z osobami dorosłymi pokazała mi, jak wiele problemów ludzi dorosłych ma swój początek w dzieciństwie. Postanowiłam więc, że chcę pracować z ludźmi na etapie, gdy dopiero się kształtują, gdy wielu problemom można jeszcze zapobiec. Stąd moja praca z dziećmi.
Co więc robiłaś po ukończeniu studiów?
Pracowalam w przedszkolu jako nauczycielka angielskiego, mając już swoje sprawdzone metody. Uczyłam dzieci metodą afirmacji, cały materiał przekazując im w połączeniu z zabawą i nie wywierając na nie presji. Tam przekonałam się o skuteczności swoich metod. Moja druga praca to była posada terapeutki dla dzieci w wieku przedszkolnym, jak i szkolnym; pracowałam z dziećmi z dysleksją i innymi trudnościami w nauce. Z kolei mając prywatną praktykę terapeutyczną, stykałam się z dziećmi, które pochodziły z rodzin dotkniętych różnego rodzaju problemami.
Moje metody nauczania okazały się też działać świetnie w wypadku dzieci, które miały problem z matematyką. Najprościej rzecz ujmując, analizowałam ich sposoby uczenia się i stosowałam na przykład naukę tabliczki mnożenia poprzez zabawy ruchowe. Opisowo może to brzmieć dziwnie, ale działa!
I to wszystko robiłaś w Polsce. Co sprawiło, że przeniosłaś się do Szkocji?
Przełom w moim życiorysie nastąpił trzy lata temu, gdy znalazłam się na oddziale onkologii. Choroba nie byłaby taka groźna, gdyby nie inna, na którą zachorowałam w dzieciństwie (mam ją do teraz i posiadam nawet orzeczenie o niepełnosprawności). Trawiła mnie od środka i w tym momencie uświadomiłam sobie, że być może przede mną ostatnia karta w mojej książce. A jeśli tak rzeczywiście jest, to muszę spełnić swoją misję! Musiałam więc ją znaleźć.
Większość ludzi chyba po prostu by się załamała, a nie planowała otwarcie biznesu…
Widzisz, a dla mnie to był moment, który zdefiniował moje dalsze życie. Jestem osobą bardzo samoświadomą i wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by zawładnęła mną rozpacz. Byłam już wtedy w cyklu pracy nad sobą, kilkakrotnie przeczytałam „Potęgę podświadomości”. Wiedziałam, że to, co się dzieje w moim życiu zależy ode mnie i, że właśnie nadszedł czas podjęcia decyzji. Co innego mogłam zrobić? W jaki sposób pomogłoby mi obwinianie całego świata? Wiedziałam, że muszę zrobić coś, co sprawi, że będę szczęśliwa.
I tak postanowiłam, że po zakończeniu leczenia wrócę do Szkocji i zacznę tam działać. Ostatecznie jakiekolwiek wątpliwości rozwiały mi się, gdy ogłosiłam na Facebooku, że jadę i od razu dostałam pozytywny odzew od osób, które mnie tam obserwują. Wtedy utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem na właściwej drodze.
I wiedziałaś, że chcesz poświęcić się pracy z dziećmi?
Chyba od zawsze. Miałam już za sobą doświadczenie z ośrodków edukacyjnych, ale także pracy jako niania w domach, gdzie byłam niejako w środku rodziny i miałam okazję na własne oczy zobaczyć, jak moje metody działają w relacji matka-dziecko. Jak widzisz, nie było mowy o jakimś eksperymentowaniu, do Szkocji przenosiłam się już z całą praktyką.
Czy było trudno zacząć w obcym kraju?
Nie z moją dozą determinacji! Kiedy już przyjechałam do Szkocji w 2015 roku, nie chwytałam się żadnych zastępczych zajęć. Miałam jasno określony plan i zaczęłam go realizować od pierwszego dnia, odsuwając wszystko inne na bok. Przez pierwsze pół roku prowadziłam zajęcia z dziećmi w ich domach rodzinnych, ale już niebawem otworzyłam swoje centrum, gdzie odbywają się w tej chwili niemal wszystkie zajęcia.
Jakie to są zajęcia? Czy wszystkie mają charakter terapeutyczny?
Trudno zdefiniować jednym słowem pełen zakres tego, co oferujemy. Dbamy o rozwój psychoruchowy i emocjonalny dzieci z różnymi potrzebami – w tym dzieci z trudnościami w uczeniu się czy autyzmem, a także dzieci dwujęzycznych. Co jednak najważniejsze – nie traktujemy ich inaczej, bez względu na predyspozycje, problemy czy niepełnosprawności. Każde dziecko ma taką samą szansę rozwinąć swoje talenty, bo każde dziecko jakieś ma. Oczywiście, dzieciom z – przykładowo – zespołem Aspergera, trzeba poświecić trochę więcej czasu, ale są w stanie osiągnąć tyle samo, co ich rówieśnicy.
Jaki zasięg ma Twoja działalność?
Jako firma rozwinęliśmy się w szybkim tempie i na dużą skalę. Dzięki mediom społecznościowym i personal branding – ponieważ opatruję wszystko swoim nazwiskiem – szybko zyskaliśmy zasięg europejski. Mieścimy się w Glasgow, ale zajęcia i szkolenia prowadzimy również w Sztokholmie czy Anglii – wszędzie, gdzie jest na nie zapotrzebowanie. Zadziwiające jest to, że z naszych usług korzystają przedszkola, szkoły i rodzice w Polsce. Tak więc od skromnych początków zaszliśmy bardzo daleko.
Czy każde dziecko z problemami w nauce czy zachowaniu może skorzystać z Waszej pomocy?
Większość, ale niestety nie wszystkie. To są ekstremalne sytuacje – gdy dziecko się samookalecza, gdy grozi mu wyrzucenie ze szkoły. Rodzice często proszą nas o pomoc, która powinna być dziecku zapewniona o wiele wcześniej i wtedy już nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Często okazuje się, że dziecko było przez lata błędnie diagnozowane i wymaga już opieki, którą są stanie zapewnić jedynie social services.
Czy pracujesz tylko z dziećmi polonijnymi, czy również brytyjskimi?
Zgłaszają się do nas brytyjscy rodzice, owszem. Jednak, żeby móc pracować z dzieckiem na płaszczyźnie jego rozwoju, trzeba znać od podszewki cały model brytyjskiego wychowania – tego, które otrzymuje w szkole oraz przede wszystkim w domu. Podręcznikowa wiedza tu nie wystarczy, trzeba wejść w całą kulturę – wiedzieć, czym dziecko nasiąka od małego, jakie ma stereotypy. Jako Polacy nigdy nie zdobędziemy wiedzy praktycznej w tym zakresie, a przecież chcemy naszą wiedzę przekuć w skuteczne wsparcie rozwoju dzieci. Robimy więc to, na czym znamy się najlepiej, inaczej nie miałoby to sensu.
A co z dziećmi z mieszanych kulturowo rodzin?
Pracujemy z nimi, jak najbardziej. Rozwój dzieci dwujęzycznych to zjawisko, które badam od lat (tu możesz zobaczyć moją rozmowę na ten temat z Kamilą Rowińską. Mózg dzieci dwujęzycznych rozwija się inaczej, na przykład szybciej zaczynają mówić, ale na tym różnice w rozwoju się nie kończą.
Zgłaszają się do nas mieszane małżeństwa, ona – Polka, on – Szwed lub Francuz. Zauważyłam zresztą, że tam, gdzie któreś z rodziców pochodzi z innej kultury, tam przeważnie jest większa chęć angażowania dziecka w zajęcia rozwijające jego predyspozycje, zarówno grupowe, jak i indywidualne. Ale polsko-polskie małżeństwa również pojawiają się coraz częściej, co jest znakiem, że coraz większą wagę przykładamy do aktywnego udziału w rozwoju dziecka.
Na czym koncentrujesz się teraz?
Zdecydowanie na rozwinięciu naszej oferty i organizowaniu kolejnych szkoleń. W najbliższy poniedziałek, 31 lipca, zaczynamy szkolenie online: Pułapki rodzicielskie.
To szkolenie jest przeznaczone dla matek, które chciałyby nauczyć się lepiej rozumieć swoje dzieci, ich potrzeby, ale także swoje własne emocje w kontaktach z dzieckiem. Ku mojemu zdziwieniu, zapisały się na nie osoby mieszkające w Stanach! Jak nas znalazły? Nie mam pojęcia.
W swojej pracy często podkreślam, że zaczynamy pracę nie od dziecka, a od rodziców. Każdy z nas jest czyimś dzieckiem i wiele schematów ze swojego dzieciństwa, niekoniecznie dobrych, przenosimy później na wychowanie własnych dzieci. Nasze szkolenie pozwala uwolnić się od tej utartej formy i odkryć swój własny rodzicielski potencjał.
Na stronie Free Mind of Child reklamujesz też Karty Zmysłów – co to takiego?
To fantastyczna zabawa zarówno dla dziecka, jak i rodziców. Dzięki temu, że rysunki są czarno-białe, pozostawiają pole do wyobraźni dla dziecka, a dla rodziców – do zdumienia. Umysł dziecka nie ma jeszcze wpojonych wielu schematów, do których my już przywykliśmy. W trakcie zabawy Kartami Zmysłów, rodzic nie tylko odkrywa kreatywność swojego dziecka, ale też przypomina sobie o zakamarkach własnej wyobraźni, których już dawno nie odwiedzał.
Od 1 sierpnia będzie też dostępny Planner współczesnej Mamy i dziecka, ale po te informacje zapraszam już na naszą stronę internetową.
Jaką radę dałabyś kobietom, które chcą otworzyć własny biznes?
Przede wszystkim – trzymać się wytyczonej ścieżki. Nikt nie rodzi się biznesmenem czy bizneswoman. To wszystko odkrywamy w sobie z czasem. Grunt to mieć plan i konsekwentnie dążyć do jego realizacji. Kiedy wkładasz w coś całe serce, musi Ci się udać!
Jeśli jesteś kobietą prowadzącą własną działalność w UK i chcesz opowiedzieć swoją historię – napisz do nas! Twoja historia ukaże się w naszym czwartkowym cyklu #BiznesNaSzpilkach.
Z poważaniem
Izabela Jutrzenka Trzebiatowska